Bieszczadzkie anioły
Edward Stachura
Anioły są takie ciche
Zwłaszcza te w Bieszczadach
Gdy spotkasz takiego w górach
Wiele z nim nie pogadasz
Najwyżej na ucho ci powie
Gdy będzie w dobrym humorze
Że skrzydła nosi w plecaku
Nawet przy dobrej pogodzie
Anioły są całe zielone
Zwłaszcza te w Bieszczadach
Łatwo w trawie się kryją
I w opuszczonych sadach
W zielone grają ukradkiem
Nawet karty mają zielone
Zielone mają pojęcie
A nawet zielony kielonek
Anioły bieszczadzkie, bieszczadzkie anioły
Dużo w was radości i dobrej pogody
Bieszczadzkie anioły, anioły bieszczadzkie
Gdy skrzydłem cię trącą już jesteś ich bratem
Anioły są całkiem samotne
Zwłaszcza te w Bieszczadach
W kapliczkach zimą drzemią
Choć może im nie wypada
Czasem taki anioł samotny
Zapomni dokąd ma lecieć
I wtedy całe Bieszczady
Mają szaloną uciechę
Anioły bieszczadzkie, bieszczadzkie anioły...
Anioły są wiecznie ulotne
Zwłaszcza te w Bieszczadach
Nas też czasami nosi
Po ich anielskich śladach
One nam przyzwalają
I skrzydłem wskazują drogę
I wtedy w nas się zapala
Wieczny bieszczadzki ogień
Anioły bieszczadzkie, bieszczadzkie anioły...
...Gdy skrzydłem cię musną już jesteś ich bratem
Biała lokomotywa
(Edward Stachura)
Sunęła poprzez czarne łąki
Sunęła przez spalony las
Mijała bram zwęglone szczątki
Płynęła przez wspomnienia miast
Biała lokomotywa
Skąd wzięła się w krainie śmierci
Ta żywa zjawa istny cud
Tu pośród pustych marnych wierszy
Tu gdzie już tylko czarny kurz
Biała lokomotywa
Ach czyj, ach czyj to jest
Ten piękny, hojny gest
Kto mi tu przysłał ją
Bym się wydostał stąd
Białą lokomotywą
Ach któż, ach któż to może być
Beze mnie kto nie może żyć
I bym zmartwychwstał błaga mnie
By mnie obudził jasny zew
Białej lokomotywy
Suniemy poprzez czarne łąki
Suniemy przez spalony las
Mijamy bram zwęglone szczątki
Płyniemy przez wspomnienia miast
Z Białą lokomotywą
Gdzie brzęczą pszczoły, pluszcze rzeka
Gdzie słońca blask i cienie drzew
Do tej co na mnie w życiu czeka
Do życia znowu nieś mnie nieś
Biała lokomotywo!
Z nim będziesz szczęśliwsza
(Edward Stachura)
Zrozum to, co powiem
Spróbuj to zrozumieć dobrze
Jak życzenia najlepsze, te urodzinowe
Albo noworoczne, jeszcze lepsze może
O północy gdy składane
Drżącym głosem, niekłamane
Z nim będziesz szczęśliwsza
Dużo szczęśliwsza będziesz z nim.
Ja, cóż -
Włóczęga, niespokojny duch,
Ze mną można tylko
Pójść na wrzosowisko
I zapomnieć wszystko
Jaka epoka, jaki wiek,
Jaki rok, jaki miesiąc, jaki dzień
I jaka godzina
Kończy się,
A jaka zaczyna.
Nie myśl, że nie kocham,
Lub że tylko trochę kocham
Jak cię kocham, nie powiem, no bo nie wypowiem -
Tak ogromnie bardzo, jeszcze więcej może
I dlatego właśnie żegnaj,
Zrozum dobrze, żegnaj, żegnaj
Z nim będziesz szczęśliwsza
Dużo szczęśliwsza będziesz z nim.
Ja, cóż -
Włóczęga, niespokojny duch,
Ze mną można tylko
Pójść na wrzosowisko
I zapomnieć wszystko
Jaka epoka, jaki wiek,
Jaki rok, jaki miesiąc, jaki dzień
I jaka godzina
Kończy się,
A jaka zaczyna.
Ze mną można tylko
W dali znikać cicho
Czas płynie i zabija rany
(Edward Stachura)
Posłuchaj, porzucony przez nią,
Nieznany mój przyjacielu:
W rozpaczy swojej
Nie wychodź na balkon, nie wychodź,
Do bruku z góry nie przychodź, nie przychodź,
Na smugę cienia nie wbiegaj,
Zaczekaj, trochę zaczekaj!
Posłuchaj, porzucona przezeń,
Nie znana mi przyjaciółko:
W rozpaczy swojej
Nie wychodź na balkon, nie wychodź,
Do bruku z góry nie przychodź, nie przychodź,
Na smugę cienia nie wbiegaj,
Zaczekaj, trochę zaczekaj!
Przysięgam wam, że płynie czas!
Że płynie czas i zabija rany!
Przysięgam wam, przysięgam wam,
Przysięgam wam, że płynie czas!
Że zabija rany - przysięgam wam!
Tylko dajcie mu czas,
Dajcie czasowi czas,
(Zwólcie czarnym potoczyć się chmurom
Po was, przez was i między ustami,
I oto dzień przychodzi, nowy dzień,
One już daleko, daleko za górami!)
Tylko dajcie mu czas,
Dajcie czasowi czas,
Bo bardzo, bardzo,
Bardzo szkoda
Byłoby nas!
Dolina w długich cieniach
(Edward Stachura)
Kiedy przybyłem do tej doliny,
Dzień miał się już ku zachodowi.
Słońce na mojej stało wysokości
Na widnokręgu tam po drugiej stronie
I można było jego blask łagodny
Nareszcie znosić bez mrużenia powiek.
Dolina zaś leżała w długich cieniach
Między górami sinoniebieskimi;
Cicho i spokojnie -
Tu było dawno po wojnie.
Głowa mi też ciążyła ku dołowi,
Byłem zmęczony długą znojną drogą,
Wszystkiego miałem dosyć już i w myślach
Widziałem wreszcie tu gościnę błogą.
Dolina ta leżała w długich cieniach
Między górami sinoniebieskimi;
Cicho i spokojnie -
Tu było dawno po wojnie.
Długo myślałem: w dół nie poleciałem.
Żalu do siebie jak na razie nie mam.
Już słońce zaszło, a ja dalej stałem,
I stamtąd właśnie tu zaszedłem śpiewać!
Dolina śmierci leży w długich cieniach
Między górami sinoniebieskimi;
Cicho i spokojnie -
Tam jest już dawno po wojnie.
Tango triste
(Edward Stachura)
To było tak, jak zaćmienie słońca w sercu:
Przestała naraz widzieć mnie;
To było tak, jak trzęsienie ziemi w Peru:
Przestała naraz słyszeć mnie;
To było tak,
Jak o latarnię morską
Rozbija się wędrowny ptak.
W najgłębszą ciemność strącił mnie największy blask.
Tango - żałobny śpiew jak po szarańczy.
Tango - to smutna myśl, którą się tańczy.
Z kulą u nogi przeklętej pamięci,
Z nożem, co w plecach aż do rękojeści,
Z obłędem, co w oczach się nie mieści.
Niech będzie tak, że zaćmienie zawsze będzie:
Nie wyjdzie słońce dla mnie już:
Niech będzie tak, że trzęsienie ziemi wszędzie:
Zaginął wszędzie po mnie słuch;
Niech będzie tak,
Bo ja nie żyję wcale,
Bo duchem ptaka stał się ptak.
W najgłębszej nocy tańczę do czarnego dnia.
Tango - żałobny śpiew jak po szarańczy.
Tango - to smutna myśl, którą się tańczy.
Z kulą u nogi przeklętej pamięci,
Z nożem, co w plecach aż do rękojeści,
Z obłędem, co w oczach się nie mieści.

(Edward Stachura)
jak po nocnym niebie sunące białe obłoki nad lasem
jak na szyi wędrowca apaszka szamotana wiatrem
jak wyciągnięte tam powyżej gwiaździste ramiona wasze
a tu są nasze, a tu są nasze, a tu są nasze
jak suchy szloch w tę dżdżysta noc
jak winny - li - niewinny sumienia wyrzut
że się żyje gdy umarło tylu, tylu, tylu
jak suchy szloch w tę dżdżysta noc
jak lizać rany celnie zadane
jak lepić serce w proch potrzaskane
jak suchy szloch w tę dżdżysta noc
pudowy kamień, pudowy kamień
ja nim stanę, on na mnie stanie
on na mnie stanie, spod niego wstanę
jak suchy szloch w tę dżdżysta noc
jak złota kula nad wodami
jak świt pod spuchniętymi powiekami
jak zorze miłe, śliczne polany
jak słońca pierś
jak garb swój nieść
jak do was, siostry mgławicowe ten zawodzący
śpiew
jak biec do końca, potem odpoczniesz, potem odpoczniesz
cudne manowce, cudne manowce, cudne manowce

Edward Stachura)
Ach, kiedy ona cię kochać przestanie:
Zobaczysz!
Zobaczysz noc w środku dnia,
Czarne niebo zamiast gwiazd;
Zobaczysz wszystko to samo,
Co ja.
A ziemia, zobaczysz,
Ziemia to nie będzie ziemia:
Nie będzie cię nosić.
A ogień, zobaczysz,
Ogień to nie będzie ogień:
Nie będziesz w nim brodzić.
A woda, zobaczysz,
Woda to nie będzie woda:
Nie będzie cię chłodzić.
A wiatr, zobaczysz,
Wiatr to nie będzie wiatr:
Nie będzie cię koić.
Ach, kiedy ona cię kochać przestanie:
Zobaczysz!
Zobaczysz obcą własną twarz,
Jakie wielkie oczy ma strach;
Zobaczysz wszystko to samo,
Co ja.
A ziemia, zobaczysz,
Ziemia to nie będzie ziemia:
Nie będzie cię nosić.
A ogień, zobaczysz,
Ogień to nie będzie ogień:
Nie będziesz w nim brodzić.
A woda, zobaczysz,
Woda to nie będzie woda:
Nie będzie cię chłodzić.
A wiatr, zobaczysz,
Wiatr to nie będzie wiatr:
Nie będzie cię koić
I wszystkie żywioły,
Wszystkie będą ci złorzeczyć:
Lepiej byś przepadł bez wieści!

(Adam Asnyk)
Już niejeden obraz miły
Ciemne widma zasłoniły
I niejeden ślad zatarły,
Ślad przeszłości obumarłej.
Łzy, uśmiechy, kwiatów wieńce,
Pragnień ognie i rumieńce,
Sny miłości, szczęścia, chwały
Już się w drodze rozsypały...
Pozostały za mną w tyle
Na rozdrożach - lub mogile.
Lecz choć wszystko pierzchło, znikło,
Serce kochać nie odwykło,
I młodzieńczych natchnień chwila
Jeszcze duszę wciąż zasila;
Jeszcze czystym światłem błyska
Przez mgły ciemne i zwaliska,
I w ten życia wieczór szary
Rzuca wspomnień cudne mary.
Wciąż młodości wiara żywa
Pozrywanych snów ogniwa
W idealny wieniec splata
I wskazuje piękność świata.
Więc znów oczy mam zwrócone
Na jaśniejszą życia stronę,
Znów odczuwam - to, co piękne,
Znów przed śpiewnym głosem mięknę
I swych wspomnień mary blade
Znów z miłością na pierś kładę;
A gdy serce drży boleśniej,
To przerabiam łzy na pieśni.

~ Modlitwa ~
Dopóki ziemia kręci się,
dopóki jest tak, czy siak,
Panie, ofiaruj każdemu z nas,
czego mu w życiu brak:
Mędrcowi darować głowę racz,
tchórzowi dać konia chciej.
Sypnij grosza szczęściarzom
i mnie w opiece swej miej.
Dopóki ziemia kręci się,
o Panie, daj nam znak,
Władzy spragnionym uczyń,
by władza im poszła w smak.
Hojnych puść między żebraków,
niech się poczują lżej!
Daj Kainowi skruchę,
i mnie w opiece swej miej.
Ja wiem, że Ty wszystko możesz,
wierzę w Twą moc i gest,
Jak wierzy żołnierz zabity,
że w siódmym niebie jest.
Jak zmysł każdy chłonie z wiarą
Twój ledwie słyszalny głos,
Tak wszyscy wierzymy w Ciebie,
nie wiedząc, co niesie los.
Panie zielonooki spraw,
mój Boże jedyny, spraw,
Dopóki ziemia toczy się,
zdumiona obrotem spraw,
Dopóki czasu i prochu
wciąż jeszcze wystarczy jej,
Daj nam każdemu po trochu,
i mnie w opiece swej miej!
(Bułat Okudżawa)

Jaki wielki, jaki piękny jest świat,
Ile można zobaczyć i trzeba,
Szkoda czasu, by pusty przeżyć dzień,
Plecak włóż w rękę, weź pajdę chleba.
Daj rękę przyjacielu, spójrz droga przed nami,
Woła nas jasne niebo, lasu aksamit,
Chodź ze mną przyjacielu i nie bój się drogi,
Głowę masz nie od parady, mocne, zdrowe nogi.
Którą ścieżką, którym szlakiem chcesz iść,
Ile w życiu się jeszcze wydarzy,
Górska grań, jasny brzeg, jezioro lśni
Uwierz mi, że wystarczy zamarzyć.
Daj rękę przyjacielu, spójrz droga przed nami,
Woła nas jasne niebo, lasu aksamit,
Chodź ze mną przyjacielu i nie bój się drogi,
Głowę masz nie od parady, mocne, zdrowe nogi.

Gonić marzenia...
Na włóczęgę już wyruszyć przyszła pora.
Las nas goni śpiewem ptaków, szumem drzew.
I wołają nas już pola i jeziora.
Zeszłoroczny nasz wesoły pomnąc śpiew.
Ludzie mają swoje sprawy, ludzie lubią się bogacić.
Pełne brzuchy mają, chcą mieć pełen trzos.
A ja gonię, a ja gonię swe marzenia.
Szczęścia szukam, gdzie kaczeńce i gdzie wrzos...
Tym, co iść nie lubią, mówię: do widzenia,
Za dni kilka, może znów powrócę tu.
Idę w świat, by tam dogonić swe marzenia.
Aby spełnić kilka swoich złotych snów.
Więc z dziewczyna swą pod rękę,
I z gitarą, i z piosenką...
Precz mi troski, przecz przykrości, słońce świeć!
Idę gonić, idę gonić swe marzenia...
I spokoju szukać pośród starych drzew...
Tak, to proste, że i gadać szkoda czasu.
Lepiej plecak wziąć i iść przed siebie wprost.
Szukać wiatru i zapachu szukać lasu.
Jak najdalej zadymionych wielkich miast.
Zrozum bracie, tak to trzeba.
Łóżkiem trawa, dachem drzewa
Z wiatrem biegać i z ptakami śpiewać w glos.
Trzeba gonić, trzeba gonić swe marzenia.
A nie czekać ile trosk przyniesie los.

Nalej mi wina
Jeszcze mi wina nalej,
sobie i mnie,
jeszcze, jeszcze.
Trzeba zapomnieć lata dobre i złe,
zgubić je w szklance na dnie.
Jeszcze mi wina nalej,
pijmy bez słów,
jeszcze, jeszcze.
Trzeba zapomnieć tyle zdarzeń i snów,
zgubić, by znaleźć je znów.
Za dużo się pamięta,
z kim innym inne święta,
bukiety dawne w rękach:
róże, astry, bzy.
Zbyt wiele przed oczami zostaje,
żyje z nami,
poduszka nawet ze mnie drwi,
zna moje sny.
Mam jeszcze siły dosyć
by zebrać parę groszy
i kupić nowe szmatki,
kwiatki, nowe łzy.
Raz jeszcze mi nalej,
jak szaleć - to szaleć,
jak szaleć - to teraz,
to dziś.
Jeszcze mi powiedz słowa,
sobie i mnie,
jeszcze, jeszcze.
Trzeba zapomnieć lata dobre i złe,
zgubić je w szklance na dnie.
Jeszcze mi wina nalej,
pijmy po nów,
jeszcze, jeszcze.
Trzeba zapomnieć tyle zdarzeń i snów,
zgubić, by znaleźć je znów.
Gdy wszystko zapomnimy,
to buty oczyścimy,
by z nami w nową drogę,
długą drogę szły.
Zatrzymaj płytę zgraną,
z kim innym kupowaną,
muzykę nową grajcie mi na nowe dni.
Precz szafy i komody
- wyrzucę was do wody,
pamiętać nie chcę tamtej mody,
chcę stąd iść.
Raz jeszcze mi nalej,
jak szaleć - to szaleć,
jak szaleć - to teraz,
to dziś.
Jeszcze mi wina nalej,
sobie i mnie,
jeszcze, jeszcze.
Trzeba zapomnieć lata dobre i złe,
zgubić je w szklance na dnie.
Jeszcze mi wina nalej,
niebo - tuż, tuż,
jeszcze, jeszcze,
jeszcze, jeszcze.
Trzeba zapomnieć tyle maków i róż,
znaleźć, nie zgubić ich już.
Agnieszka Osiecka

Rzeka marzeń
Ostatni oddech słońca przynosi wiatr
pod złotą łunę, pod świata płonący dach.
Znad Rzeki Wspomnień obraz unosi się:
dom twój daleki zgubiony dawno gdzieś.
Z dala od bliskich, tak nagle rzucił los,
w gwarze tajemnic brzmi nowy, nieznany głos.
Znad Rzeki Wspomnień obłok unosi się:
dom twój daleki zgubiony dawno gdzieś.
REFREN:
Wyciągnij dłonie i chwyć marzenie, }
ono rozproszy złej nocy cienie. }
Niechaj nadziei skrzydła białe }
z powrotem niosą cię, jak ptak. } / x 2
I wtedy czujesz, jak dobrze może być,
kiedy bezpiecznym snom już nie zagraża nic.
Znad Rzeki Wspomnień księżyc odsuwa mgłę,
dom twój daleki znowu odpływa gdzieś...

Rozmowa z ciszą
Po dniach utrapien, zgiełku, wrzawy,
kiedy wytchnienia przyjdzie chwilka,
gdy głowa sennie sie przychyla
i w ciszy płynie czas łaskawy,
kiedy się pióro chwieje w dłoni,
bezwolne nad stronicą czystą,
gdy srebrna cisza w uszach dzwoni,
wsłuchaj się w ciszę tę srebrzystą.
Bo nie w zwycięstwach pyrrusowych,
triumfach, klęskach i zmaganiu
odnajdziesz prawdy głos surowy,
ale w tej ciszy i w słuchaniu.
Jak ktoś, co wstrzymał się
przed progiem,nim zrobił
pierwszy krok w nieznane,
zapomnij rany otrzymane,
pojednaj się z wczorajszym wrogiem.
Rzuć pychę, która w bezsenności
groźnym rozrasta się koszmarem,
a spokój smutki twe uprości,
właściwą im przywróci miarę.
(A.Słonimski)

Życie to jest ogromny rejs,
My statkiem jesteśmy sami.
Musimy płynąć ciągle w przód,
Na spotkanie z przygodami...
Naszym żaglem nadzieja jest,
Dzięki niej szybciej płyniemy.
A wiara to ogromny maszt,
Na który żagiel wciągniemy.
Wiatrem, co ciągle dmie i dmie,
Jest miłość bliskich i nasza.
Raz nas uskrzydla, pchając w przód,
A raz nas nawet przestrasza.
Załogą przyjaciele są,
Wspierając nas w naszych trudach.
Lecz trzeba pracy by ich mieć,
A z nimi wiele się uda.
Miłością zyskasz braci swych,
Oni podporą Twą będą.
I cieszyć również będą się,
że przyjaźń Twoją zdobędą.

Podaję Ci rękę z kwiatami nadziei
podlewaj je przyjaźni wdziękiem,
niech się rozwiną w ceber przestrzeni
ukołyszą zapachem słów wzajemnie.
Podaję uśmiech miły na twarzy
niech rozpędzi dni szarych chmury,
by radość rozświetliła drogę
życia podczas samotnej zadumy.
Podaję Ci również siłę mej wiary
niech Cię wzmacnia gdy smutno i źle,
człowiek człowiekowi bywa oazą,
jeżeli otworzy szeroko serce swe.
Więc przyjmij te dary wprost z serca
i pielęgnuj bo w cenie dziś są,
niech te słowa miedzy wierszami
budują most między Tobą a mną.

(Szydzik Zofia)
Pejzaże mazurskie
zapomniane trakty
wśród zielonych lasów i łąk
wiją się polne drogi piaszczyste
z koleinami jak wstęgi rzek
widziane z lotu ptaka
tu wiatr hula swawolnie
niosąc białe dmuchawce
droczy się z wróblami
i czas znieruchomiał
króluje zapomnienie
cisza przeszyta na wskroś
promieniem słońca - krwawi
czerwienią polnych maków
melancholia tych miejsc zmusza
niejednego świątka do zadumy
toczą po policzkach kamienne łzy
Jezusi z przydrożnych kapliczek
to niemi strażnicy mazurskich uroczysk
Dziwny jest ten świat,
gdzie jeszcze wciąż
mieści się wiele zła.
I dziwne to,
że od tylu lat
człowiekiem gardzi człowiek.
Dziwny jest ten świat,
Świat ludzkich spraw.
Czasem aż wstyd przyznać się,
a jednak często jest,
że ktoś słowem złym
zabija tak, jak nożem.
Lecz ludzi dobrej woli jest więcej
i mocno wierzę w to,
że ten świat
nie zginie dzięki nim.
Nie! Nie! Nie!
Nadszedł już czas,
najwyższy czas
nienawiść zniszczyć w sobie!
(Czesław Niemen)
NADZIEJA
Nadzieja bywa, jeżeli ktoś wierzy,
Że ziemia nie jest snem, lecz żywym ciałem,
I że wzrok, dotyk ani słuch nie kłamie.
A wszystkie rzeczy, które tutaj znałem,
Są niby ogród, kiedy stoisz w bramie.
Wejść tam nie można. Ale jest napewno.
Gdybyśmy lepiej i mądrzej patrzyli,
Jeszcze kwiat nowy i gwiazdkę niejedną
W ogrodzie świata byśmy zobaczyli.
Niektórzy mówią, że nas oko łudzi
I że nic nie ma, tylko się wydaje,
Ale ci właśnie nie mają nadziei.
Myślą, że kiedy człowiek się odwróci,
Cały świat za nim zaraz być przestaje,
Jakby porwały go ręce złodziei.
CZ. MIŁOSZ

SŁOŃCE
Barwy ze słońca są. A ono nie ma
Żadnej osobnej barwy, bo ma wszystkie.
I cała ziemia jest niby poemat
A słońce nad nią przedstawia artystę.
Kto chce malować świat w barwnej postaci,
Niechaj nie patrzy nigdy prosto w słońce.
Bo pamięć rzeczy, które widział, straci,
Łzy tylko w oczach zostaną piekące.
Niechaj przyklęknie, twarz ku trawie schyli
I patrzy w promień od ziemi odbity.
Tam znajdzie wszystko, cośmy porzucili:
Gwiazdy i róże, i zmierzchy, i świty.
CZ. MIŁOSZ
|